Od przedszkola do korbola
Niełatwa rola mentora,
W tym przypadku sęk, w tym tkwi,
Że jak mówię o korbolach,
To mnie coś – po prostu – mdli.
Jak chodziłem do przedszkola,
Blady byłem – jak ten trup.
Gdy musiałem zjeść z korbola,
Znaczy z dyni jedną z zup.
Co? Nie smakowała zupa?
Ojczulek – ze złości wył!
Po tym zaś bolała pupa,
Bo jak Tatko pił – to bił.
Odmieniła się ma dola,
Od czasu, gdy ojciec rzekł:
„Skocz, no chłopie po korbola,
Bo już masz szczunie ten wiek”.
Kiedy patrzę na „Ramola”
Na obwisły, spaśny brzuch.
Wiem, że z nadmiaru korbola
To jo – jo, spowalnia ruch.
Dotarło do mnie po latach,
Kiedy rodzic opadł z sił,
Że zbyt często w wielu chatach,
Korbol hołubiony był.
Walcząc z biedą , choć nie wszędzie,
W izbie czuć korbola woń.
Problem w tym, jak wielu będzie,
Staczać się w nałogu toń.
Przedszkolak kompot z korbola
Powinien – na zdrowie pić.
Ramolowi po korbolach,
Co może? Wątroba zgnić!