Świnie w cenie
Waluś żył tak jak umiał,
Poczciwie z rodzinką:
Trzymał babę, dzieciaki,
I świnkę na szynkę.
Żył skromnie, lecz wytrwale,
Komunę przetrzymał,
Wierzył księdzu, co mówił,
A władzę przeklinał!
Aż wreszcie przyszło nowe
I nastała bieda –
Myślał długo – wymyślił:
Świnkę sprzedać trzeba!
Ciągnąc świnkę na jarmark,
Spotkał kumpla z wioski.
Tamten miał flaszkę wina,
Zalali swe troski.
Przy flaszce gadka, szmatka,
Gdy zeszło na żonę,
Wstali prędko i poszli,
Każdy w swoją stronę.
Waluś po tym jabcoku,
Choć pion ledwo trzymał,
Poczuł ciąg do koryta,
Prowadziła świnia.
Pociągając za sznurek,
Prowadziła chłopa.
Jego pęcherz nacisnął,
Więc o płot się oparł.
Ledwo sztachetę złapał
Wedle tej potrzeby,
Koł tego nie zdzierżył,
Więc poczuł chłód gleby!
Leżąc na matce ziemi
W czymś zroszonej glebie,
Zrobił coś, czego nie chciał,
Narobił pod siebie!
Z tego oto zdarzenia
Powstał wielki raban:
Smród rozszedł się po wiosce,
Wyczuła coś baba!
Patrzy!: – Stwór siedzi, zaś chłop,
Leżąc – za sznur trzyma.
Splunęła – rzekła krótko:
„Waluś, JESTEŚ ŚWINIA!”
To zdarzenie niech każdy,
Jak chce komentuje,
Ja zaś na dodatek dodam,
W formie suplementu:
Echo niesie donośnie
I jak głosi fama,
Waluś po tym zdarzeniu,
Jakby się załamał!
Skacowany z rana,
Gdy po rozum poszedł,
Do w pół trzeźwej głowy,
Wydał oświadczenie:
„Skoro przez to ześwinienie,
W legendę obrosłem,
Oddam świnię za ubranie,
Bo chcę zostać POSŁEM!!!”
Rozum chłopski miał Waluś,
Choć nie był kształcony.
Przyjęli go – tak jak swego –
Do „Samoobrony”!
BOA.
Luty 1995 r.